Parkowanie samochodu na podjeździe może wydawać się sztuką prostą. Nie u moich teściów.
Parkowanie samochodu na podjeździe może wydawać się sztuką prostą. Nie u moich teściów. Wjeżdżając na podwórko niemal zawsze widzę w oknie rękę teścia lub teściowej wskazującą mi jedyne właściwe miejsce. Jeżeli jej nie widzę to znaczy, że popełnię błąd.
Zbliżając się do bramy zaczynam zastanawiać się jaką taktykę parkowania obrać, niemal jak na wojnie przewiduję nawet nieprzewidywalne. Zaciskam dłonie na kierownicy, serce mocniej bije a po czole spływa kropla potu. Po głębszej analizie, uwzględniającej wszystkie uwarunkowania, także pogodowe, parkuję w miejscu najbardziej bezpiecznym. Przytulony do drzewek rosnących przy płocie zostawiam na podjeździe miejsca tyle, że karawana wielbłądami mogłaby rozbić swój obóz gdyby tylko się taka w okolicy znalazła.
Wyłączając silnik dostrzegam jednak w oknie rękę, która pokazuje mi, że tym razem znowu źle wybrałem.