Mężczyzna, który został feministą. Historia z córką w tle.
Mężczyzna, który zostaje feministą. Córka, która jest powodem tej zmiany. Zmiana, która zachodzi niezauważalnie. Ta historia dzieje się wciąż, także teraz, nie ma w niej nagłych zwrotów, nie ma dramatyzmu. Córki natomiast niemal nie ma w niej wcale, a jednak to ona jest katalizatorem zmiany, tyle że z tylnego fotelika. Ale po kolei.
Kilka zdarzeń
W ciągu jednego grudniowego dnia, gdy byłem zapracowany i jeździłem taksówkami po Warszawie od jednego spotkania z klientem na kolejne, zdążyłem kupić grudniowe wydanie Men’s Health. Kupiłem tylko po to aby przypomnieć sobie czemu tego pisma nie czytam. W środku artykuł, w którym autor przygląda się z bliska feministkom i dochodzi do następujących wniosków: a) feministka to też kobieta, b) feministka może być sexy, c) feministka może mieć fantazje seksualne, d) feministka może mieć fantazje seksualne z mężczyzną w roli głównej i e) feministkę można poderwać. Dalej nie było lepiej. Skończyłem czytać równo z końcem kursu i pomyślałem, że to tendencyjny i seksistowski chłam dla maturzystów, a autor albo sam jest kretynem albo kretynem jest jego naczelny.
Kilka godzin później spotkałem się z członkami zarządu dużej międzynarodowej firmy, z którą współpracuję od lat. Gdy jeden z moich rozmówców wspomniał o planowanych zmianach i chęci obsadzenia jednego ze stanowisk kandydatem z zewnątrz firmy, podkreślając, że chce aby to był mężczyzna przypomniałem mu, że dyskryminacja ze względu na płeć jest zakazana i nie może posługiwać się tym kryterium. Był to chyba pierwszy raz gdy tak stanowczo zareagowałem na podobną wypowiedź klienta.
W Święta Bożego Narodzenia na kazaniu całkiem młody ksiądz perorując o powinnościach kobiet w rodzinach nakazał „kochać męża swego nawet jeżeli jest pijakiem” co w kontekście jego dalszego kazania brzmiało „kochaj kobieto swego mężczyznę, nawet jeżeli zdradza, pije i bije jak popadnie”. Wkurzony wymieniłem się z M. opiniami, że to średniowiecze, że niedopuszczalna indoktrynacja i po prostu pochwała uległości i przemocy.
Refleksja
To co było mi znane, z czym się zgadzałem, czyli pełne równouprawnienia kobiet, było moim poglądem, w który wierzyłem lecz którego dotąd nie praktykowałem. Oprócz idei ważne są te drobne codzienne zachowania, które dopiero teraz zaczynam u siebie dostrzegać. Nie jest to wiele, ale właśnie teraz budzi się mój sprzeciw przeciwko rzeczom, których wcześniej nie dostrzegałem lub raczej bagatelizowałem.
Moja zmiana wynika z mojej córki. Choć ma niecałe dwa lata to nakazuje mi choć trochę myśleć o świecie z perspektywy kobiety. Nie mam ambicji zbawiać świata i walczyć na froncie o idee, nigdy takiej nie miałem, mam jednak wewnętrzny imperatyw żeby siebie samego rozliczać ze swoich czynów, choć czasem to bolesne być sobie sędzią sprawiedliwym. Czasem sprowadza się to po prostu do języka używanego na co dzień, którego staram się używać z rozwagą.
Pewnie w jakimś sensie każdy ojciec córki przechodzi podobną zmianę, moja zachodzi powoli, często niewidocznie, jednak jej skutki widać i nawet jeżeli są drobne to na pewno ważne i postępujące.
PS: dużo przede mną a sporo już za Mallorym Ortbergiem, którego artykuł „As A Father Of Daughters, I Think We Should Treat All Women Like My Daughters” na podobny temat polecam (niestety tylko po angielsku).