Kto powiedział, że mamy nie da się wykąpać razem z mieszkaniem?
Piana, wszędzie piana. Wlewamy płyn do miski z wodą stojącą na środku pokoju, mieszamy na dwie ręce i dwie rączki, tak jak tylko tata z córką potrafią, rozchlapując wodę dookoła. Podaję Olce pianę na rączki, ta z szelmowskim uśmiechem odwraca się na pięcie i biegnie w kierunku M., która udaje niczym nie świadomą i zajętą zmywaniem naczyń; Olka wpada z uniesionymi rękami i rozbryzguje pianę na udach mamy. Ejj! – krzyczy mama, Haha! – krzyczy Olka i wraca do miski po więcej. Nabieram pianę, podaję Olce, Olka odwraca się na pięcie i znowu biegnie do M., znowu słuchać Ejj! – i znowu słychać: Haha!
Po pól godzinie mamy już wszystko w pianie, dywan, ściany, telewizor, książki; nabieramy pianę w ręce i rzucamy w kierunku M., która chowa się za stołem. Ejj! – krzyczy do Olki gdy dostaje pianą prosto w głowę, Haha! – krzyczy Olka w odpowiedzi. Otwieram płyn do kąpieli (cyk!), podaję Olce, Olka wlewa znowu za dużo (stop! – krzyczę), oddaje mi, zamykam płyn (cyk!) i odstawiam. Znowu robimy pianę, znowu rzucamy w M., ale za chwilę role się odwracają, Olka zmienia nagle kierunek i chytrym uśmieszkiem daje mi znać, że teraz ja będę ofiarą! Naciera mi pianą stopy, krzyczę: Ejj! – Olka odpowiada: Haha!. Biorę więc pianę na ręce i rozcieram Olce na na twarzy. Niee! – krzyczy Olka, ale śmieje się jednocześnie do rozpuku, nabiera w odpowiedzi pianę z miseczki i znowu rozciera mi ją na nogach. Bierzemy za chwilę Miskę i wylewamy całą na głowę M., Haha!, krzyczy Olka, Ejj! – krzyczy mama. I tak przez godzinę.
W całej tej zabawie nie zużyliśmy grama piany, grama płynu, ani tym bardziej wody. Tylko miseczka była prawdziwa. No i frajda nieziemska. Olka za dwa miesiące będzie miała dwa lata, ze zdziwieniem patrzymy jak szybko nam córka rośnie i jak szybko rozwija się jej wyobraźnia.
Ręka w górę, kto zna lepszy sposób na zabawę w pianie bez konieczności sprzątania?