Przekleństwo ostatniej łyżeczki.
Za mamusię, za tatusia, za dziadzia i babcię, za wszystkich świętach, choć nawet nie wiemy ilu ich jest. Na jedną nóżkę, na drugą nóżkę, na odchodne i przychodne, za cokolwiek, co ma sens, i co sensu nie ma, toasty za wszystko wznoszone są w Polsce codziennie, a najwięcej toastów wznoszą mamusie i tatusiowie przy czymś, co stało się zmorą wielu dzieci – ostatniej łyżeczce. I jak to z toastami bywa, po każdym ostatnim jest kolejny.
Tak, wiem, że świat się zmienia, rodzice się zmieniają, ale i tak uważam, że w Polce nadal mamy kult ostatniej łyżeczki, który celebrujemy, często ganiając za dzieckiem po centrum handlowym, tylko dlatego, że słoiczek za 5,49 jest zjedzony dopiero w ¾ całości. I bynajmniej w tym kulcie przodują ojcowie.
W ostatniej łyżeczce najgorsze jest to, że nigdy nie jest ostatnia. Oszukujemy wtedy dziecko, nie zastanawiając się jednak nad tym, tylko po to aby wcisnąć mu jeszcze jedną porcję. Często odgrywamy przy tym najgorszy teatrzyk, jaki można sobie wyobrazić, w którym skaczemy, wykrzywiamy gęby, machamy rękami, a gdy tylko dziecko się uśmiechnie pakujemy mu do buzi łyżeczkę. Ostatnią.
Gdyby się dobrze rozejrzeć, to polskie restauracje, macdonaldy i kawiarnie często są świadkami nieszczęścia dziecka, oszukiwanego przez własnych rodziców, na oczach wszystkich klientów, w imię zasady, że lepiej być przejedzonym i nieszczęśliwym, niż najedzonym i szczęśliwym.
Zdjęcie: p2-r2
Pingback: Niejadek – zaskakujący sposób, który sprawił, że moje dziecko zaczęło jeść. | Antoonovka()