Kochanie, zaplanowałem nam niedzielę.
Są takie dni, że człowiekowi wychodzi niewiele rzeczy. Takim dniem była ta niedziela. Chciałem zabrać dziewczyny do kawiarni na drugie śniadanie, w zamyśle miał być to czas, w którym Olka będzie się beztrosko bawić w sali zabaw, a my beztrosko popijać cappuccino. Będzie przyjemnie, zapewniałem M. Wszystko poszło jednak zgoła odmiennie niż zaplanowałem.
Najpierw zasnęła M. Na kanapie, tuż po śniadaniu. Nie miałem wyjścia, zrobiłem kawę, usiadłem przy stole i, zerkając co chwila na bawiącą się Olkę, wykorzystałem tę chwilę na przeczytanie kilku wierszy Brodskiego. Godzinę później byliśmy jednak gotowi do wyjazdu. Wybrałem Kurę Domową w Wawrze i to był błąd, nie z powodu Kury, co prawda, ale przypadku. Najpierw trafiliśmy na remont drogi i konieczność objazdu, a później na wypadek i zablokowaną przez policję ulicę. Zrezygnowaliśmy, Olka powoli odpływała w foteliku więc wróciliśmy do domu. Gdy poszła spać obejrzeliśmy film, który wybrałem. Był przyjemny, nudny i za długi. M. miała podobne zdanie, tyle, że wcale nie uznała go za przyjemny.
Po obiedzie podjęliśmy drugą próbę. Będzie przyjemnie, zapewniłem po raz drugi. Rzuciłem okiem na wyniki wyszukiwania w przeglądarce i wybrałem na chybił-trafił FikuMikuCafe na Saskiej. Na miejscu, gdy już wypakowaliśmy się z samochodu okazało się, że knajpa już nie istnieje. Nie chciałem się poddać, dzięki wyszukiwarce Google szybko znalazłem dwie ulice dalej Figę z Makiem. Tym razem M. postanowiła nie wychodzić z samochodu tylko wysłać mnie do środka na zwiady. Niestety, pech nas nie opuszczał bo wszystkie miejsca były zajęte. M. była zniecierpliwiona, Olka była zniecierpliwiona, ja byłem … też zniecierpliwiony ale innymi słowami. Pojechaliśmy na pewniaka na drugi brzeg Wisły, do Mollo Kids Cafe na Wilanowie. Spędziliśmy tam godzinę i musieliśmy uciekać przed bandą rozkrzyczanych dziewięciolatek bawiących się na przyjęciu urodzinowym. Zdążyliśmy jednak wypić nasze przedpołudniowe i beztroskie cappuccino, pal sześć, że było już po 17:00. Wróciliśmy do domu. Olka zabrała się za robienie ciasta z piasku kinetycznego, a my przejrzeliśmy zdjęcia z tego dnia i stwierdziliśmy, że nie był aż tak nieudany.
PS: ludzie z Warszawy i okolic, jakie miejsca polecacie odwiedzić z dzieckiem, tak aby było przyjemnie?