Moment, w którym dotarło do mnie, że będę ojcem
Gdy leżeliśmy obok siebie w łóżku, M. była od kilku miesięcy w ciąży i Olka przestała być już tylko wynikiem testu beta HCG i plamką na wydruku z USG. Miała płeć, miała imię i dawała o sobie znać częstymi kopnięciami. Gdy dowiedziliśmy się, że będziemy rodzicami byliśmy w mieszkaniu, M., siedziała w fotelu, ja stałem obok i oboje wpatrywaliśmy się w wyniki badania krwi wyświetlone na ekranie komputera. Tak to już jest, że najlepiej pamiętamy te zdarzenia, które wywołały w nas silne emocje.
Teraz jednak leżeliśmy w łóżku, a ja chciałem zbliżyć się do Olki i powiedzieć jej zwyczajowe “halo, tatuś mówi!”, i w tym właśnie momencie, gdy czubek mojego nosa zetknął się z brzuchem M. dostałem kopniaka w nos! Ten pstryczek, bo w istocie kopniak dla Olki dla mnie był pstryczkiem, był tak niespodziewany, że zamarłem na chwilę z zaskoczeniem na twarzy.
Właśnie ten moment był tym, w którym dotarło do mnie, że będę ojcem. Wiedziałem już o tym, rzecz jasna, ale dopiero teraz w trzewiach poczułem, że to jest moja córka, a ja sam będę tatą. Był to też najczulszy i najprzyjemniejszy pstryczek w nos, jaki mężczyzna może dostać. Pstryczek od nienarodzonej jeszcze córki.
PS: Olce włosy się kręcą, gdy jest spocona, na tych zdjęciach występuje z gorączką – jak widać, znosi ją z uśmiechem. Jak zawsze. Wystylizowana też nie jest, ale to już moja wina 😉