Zakaz publikowania zdjęć dzieci w Internecie to …głupota.
Decyzja portugalskiego sądu, który zakazał rodzicom publikowania wizerunku ich córki w Internecie jest w moim odczuciu tak samo kuriozalna jak uzasadnienie wyroku. Według portugalskiego sądu, publikowanie wizerunku dziecka naraża dziecko na niebezpieczeństwo ze strony pedofilów. Równie dobrze można by powiedzieć, że zabieranie dziecka na plac zabaw jest równie niebezpieczne i powinno być zakazane. Mechanizm jest ten sam. Pedofile są i tu, i tu; są też w rodzinach dzieci, są wśród znajomych, w kościołach i szkołach.
Wedle sądu portugalskiego mam prawo i obowiązek wychowywać dziecko, decydować jak się będzie ubierało, co jadło, w jakiej wierze będzie wychowywane i do jakiej szkoły pójdzie. Nie mam jednak prawa wrzucić zdjęcia ze swoim dzieckiem do Internetu.
Internet ma globalny zasięg, jednak moje konto na Facebooku ma zasięg lokalny i jest nieporównywalnie mniej popularne niż filmy Wesa Andersona. Co ma związek jedno z drugim? Ano związek jest taki, że skoro nie mogę publikować wizerunku swoich dzieci w Internecie, to tym samym nie nie mogę wykorzystywać wizerunku dziecka w telewizji i w kinie. Mechanizm jest ten sam. Internet to medium tak jak telewizja i kino. Jeżeli więc rodzice nie mogą publikować wizerunku swoich dzieci, to kto zagrałby w „Grand Budapest Hotel” i kto zagrałby w „Kochankach z księżyca„? Dzieci, które tam zagrały mają przecież rodziców, a ci rodzice według portugalskiego sądu nie mogliby, jako prawni opiekunowie, zgodzić się na publikację ich wizerunku. No chyba, że na jakichś dziwnych zasadach, arbitralnie zupełnie, uzgodnimy, że zdjęcie dziecka w Internecie jest groźniejsze dla dziecka niż jego występ w horrorze. Obawiam się, że portugalski sąd mógłby mnie tu jeszcze raz zaskoczyć swoją pokrętną logiką.
Szanuję decyzję rodziców, którzy nie upubliczniają wizerunku swoich dzieci w Internecie, nie mniej uważam, że narzucanie rodzicom przez państwo odgórnych zakazów jest swoistym absurdem. Sam upubliczniam zdjęcia moje córki i uważam, że tylko ja mam prawo o tym decydować, jeżeli tylko forma prezentacji wizerunku Olki nie jest dla niej krzywdząca, ośmieszająca lub stawiająca ją w negatywnym świetle.
W jakimś owczym pędzie do regulowania prawnie wszystkiego ocieramy się o absurdy albo wręcz dążymy do ich usankcjonowania.
W jakimś portugalskim remake’u „I kto to mówi” niemowlaka zagra zapewne jakiś osiemnastoletni licealista z wąsem pod nosem. Piękna perspektywa, nieprawdaż?
PS: Wiecie jak ma na imię chłopak na powyższym zdjęciu? Ja nie wiem, nie wiem też jak nazywają się jego rodzicie, wiem natomiast, że zdjęcie zrobił Geraint Rowland – tylko czy miałby prawo wrzucić je do Internetu gdyby obowiązywało go portugalskie prawo? Nie sądzę. Chętnie natomiast posłucham jak przeciwnicy wrzucania zdjęć dzieci do Internetu widzą udział dzieci choćby w filmach familijnych. Czy to nie jest publikowanie wizerunku dziecka? Zostawmy decyzję rodzicom i edukujmy ich, czego nie wypada publikować. Tylko i aż tyle.
Pingback: Granica | Tak Jak Chcemy. A żyj po swojemu.()